Słońce
powoli zachodziło nad przystanią w mieście Bandirma, kiedy my
siedzieliśmy w kawiarni kryjąc się przed chłodem nadchodzącego
wieczora. Jakby nie patrzeć, był już 1. grudnia, nawet w Turcji...
Gdy
przenieśliśmy się do poczekalni pasażerskiego terminala portu w
Bandirmie, zastaliśmy tam już trochę ludzi. Wszyscy, tak samo jak
my, czekali na prom do Stambułu. Nowoczesny, sporych rozmiarów,
zarówno dla ludzi, jak i dla samochodów. Zajęliśmy wyznaczone
miejsca i ruszyliśmy we wieczorny rejs przez Morze Marmara.
Gdy
dobiliśmy do największego miasta Turcji zrobiło się już całkiem
ciemno. Byliśmy w miarę przygotowani, nazwy stacji metra, numer
linii, dokładny adres i nazwę hostelu, wskazówki jak tam dojść.
Byliśmy przygotowani. Ha, ale tak nam się tylko wydawało...
Wprawdzie znaleźliśmy stację metra, ale z kupieniem biletów było
już gorzej, bowiem w Stambule biletów nie ma, funkcjonują zaś magiczne żetony przejazdowe i karty magnetyczne, a gdy w końcu dojechaliśmy do naszej stacji (Şişhane), po wyjściu z metra okolica w żadnym stopniu nie przypominała
schematycznej mapki. Nie było łatwo,
a ludzie nie orientowali się, gdzie jest szukana przez nas ulica.
Sytuacja wydawała się być naprawdę dramatyczna, szczególnie, że
nasz hostel miał być zamykany o 22.00. Po kilkukrotnym obejściu centrum dzielnicy Galata, po części przypadkiem,
trafiliśmy w okolice hostelu. Okolica dosyć opustoszała, żadnych
restauracji i kawiarni... ale nie odstraszyło nas to. W końcu
znaleźliśmy nasz hostel – hostel kapsułowy!
Przerwa na reklamę, czyli trochę o popularnych w Turcji grach.
"Okey" (mało turecka nazwa ;)) to gra, która przypomina trochę naszego karcianego remika. |
Rano wybraliśmy
się na spacer. Temperatura nie rozpieszczała, ale przynajmniej
nie padało. Jak się okazało, okolica za dnia stawała się
niezwykle ruchliwa. Dookoła pełno sklepów. Najbardziej nas
zaciekawiło, że to tylko sklepy techniczne. Ta cześć dzielnicy
Galata okazała się być jedną, wielką „Castoramą”, a nasz
hostel mieścił się akurat w dziale elektrycznym! Niedaleko
stamtąd, po wspięciu się w górę stromą uliczką, odnaleźć
można najbardziej charakterystyczny punkt w tej części Stambułu –
Wieżę Galata. Niewielki placyk pozwala obejrzeć wieżę z wielu
stron, a chętni mogą po kupnie biletu wejść na jej szczyt i
podziwiać panoramę miasta. Wieża Galata wyznacza nowoczesną i
europejską część Stambułu. Panujący do późnych godzin gwar
sprawia przyjemne wrażenie, jednak czuliśmy się trochę jak w
losowo wybranej europejskiej metropolii. Zaczynająca się kawałek
dalej ulica Istiklal na dobre utrwala takie wrażenie. Centra
handlowe, fast-foody, sklepy z odzieżą, a nawet bożonarodzeniowe dekoracje
świąteczne! Trudno dostrzec meczet, a zdarzają się
chrześcijańskie kościoły. Przez chwilę zwątpiliśmy, czy to Turcja, czy to może jednak Włochy lub Niemcy.
Istiklal
Caddesi ciągnie się aż do placu Taksim, gdzie przed paru laty
odbywały się protesty przeciwko władzy. Dalej robi się jeszcze
nowocześniej, z krajobrazu wybijają się liczne wieżowce. To dobry
moment, żeby zawrócić. Po odwiedzeniu placu Taksim przeszliśmy
się trochę mniej komercyjną ulicą i mogliśmy poczuć się znowu
jak w Turcji. Fast-foody zastąpiły niewielkie bary, których
szefowie głośno zwołują przechodniów ;)
Stambuł jest miastem, które nie zmieściło się na jednym kontynencie. Nic więc dziwnego, że nie zmieściło nam się także w jednym artykule. ;)
PS.
Dopiero pod koniec pobytu w Stambule udało się rozszyfrować
zagadkę metra Şişhane. Stacja ma 4 wyjścia na powierzchnie. Z czego
skrajne z nich oddalone są od siebie o dobre 200 metrów. Pierwszego
dnia wyszliśmy na powierzchnię najbardziej nie-tam-gdzie-trzeba,
jak było to możliwe.
Poprzedni etap wyprawy:
Izmir
Poprzedni etap wyprawy:
Izmir
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz