Zwyczajnie!
Żyjemy w takim punkcie dziejów, kiedy to dotarcie do najróżniejszych zakątków naszej planety wiąże się raczej z kwestią chcę/nie chcę niż mogę/nie mogę. Niewątpliwie podróżowanie straciło przez to wiele ze swojego dawnego smaczku, stało się jednak w zamian rozrywką powszechną.
Na Kamczatkę docieramy dokładnie tak, jak docieramy do niezliczonej ilości innych miejsc, czyli korzystając z dobrodziejstw komunikacji publicznej - autobusów, pociągów i samolotów. Na dodatek wszystkie bilety możemy kupić przez internet siedząc wygodnie we własnym fotelu. Co więcej (!) niektórych z nich w inny sposób nabyć już nie można. Z prawdziwym przerażeniem powitam czasy, kiedy także i na marszrutkę bilety będzie się kupowało przez internet/telefon, a wejście zatwierdzi jakiś automat sczytujący kod z aplikacji, który na dodatek wskaże nam miejsce do siedzenia. Brrr.
Po ciekawszych turystycznie rejonach Kamczatki jeździ się na ogół w małych grupkach z lokalnym przewodnikiem. Ludzie zbierają się w wyznaczonym punkcie, a potem razem przemierzają kamazem bezdroża, razem jedzą, razem wędrują, marzną i piją alkohol, poznają się przy wieczornych opowieściach. Taki jedno- lub kilkudniowy biwak. Podczas jednego z nich w skład grupy wchodziła para Brytyjczyków, która przekonana była o wystarczalności swojego ojczystego języka (prawdę mówiąc wydaje mi się, że na Kamczatce łatwiej już znaleźć grupę chińsko- niż angielskojęzyczną). W tym momencie chciałabym wam, przyszli eksploratorzy Kamczatki i Rosji, dać jedną jedyną radę. Nie męczcie ludzi angielskim. Nasze zachodnioeuropejskie myślenie, że każdy musi i uczy się tego języka, jest zwyczajnie błędne. Gwoli zakończenia wątku, nasza brytyjska para, pomimo doznanego rozczarowania, dała radę. Zgodnie stwierdziliśmy jednak, że ominęło ich serce wyprawy. Ja tam się cieszę, że język stanowi tu jeszcze wyzwanie, bo tych w podróżowaniu jakby coraz mniej. Nawet na Kamczatce prędzej czy później docieramy do punktu, skąd można napisać maila, zadzwonić do domu i przeczytać najświeższe wiadomości ze świata. Miejsca bez "cywilizacji" to już teraz niemalże sacrum...
Jeśli spodziewaliście się tu wypunktowanej instrukcji, jakie kroki po kolei podjąć oraz na jakie strony www wejść, to przykro mi, ale możecie się poczuć niczym nasi brytyjscy przyjaciele. Samodzielna organizacja wyprawy na Kamczatkę jest, moim zdaniem, nawet za łatwa. Niechże chociaż buszowanie po mapach, stronach linii lotniczych, RŻD, czy kamczackich przewodników będzie jakimś wyzwaniem :) Powodzenia!
Pokonana trasa: Bydgoszcz -> Gdańsk -> Kaliningrad -> Moskwa -> Irkuck -> Bajkał -> Władywostok -> Kamczatka -> Moskwa -> Kaliningrad -> Gdańsk -> Bydgoszcz
Środki transportu: samochody, marszrutki, autobusy, pociągi, samoloty
Czas planowania: 3 miesiące
Poziom trudności: łatwy
Poziom trudności: łatwy
Lotnisko w Pietropawłowsku Kamczackim.
Symbol Kamczatki. Wbrew pozorom wcale nie znajduje się w oczywistym punkcie.
W "zagrodzie" etnicznej. Pokazy dla turystów to jednak tylko dodatek do głównej funkcji tego miejsca.
Suseł spotkany po drodze na Верблюда
Brudny śnieg.
Typowy kamczacki środek transportu na dalsze wycieczki.
Stacja geotermalna.
Nocleg.
Podejście do krateru.
Spacer po wnętrzu wulkanu.
Prawdziwie niebezpieczne piękno.
Wcale nie był daleko :)
Morski świat.
Wnętrze lokalnego bazaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz