Konya – z tym
miastem początkowo nie wiązaliśmy większych nadziei. Jest to
wielkie miasto i, według naszej mapy Turcji, nie mieliśmy tam
znaleźć szczególnych atrakcji... W czasie poszukiwań noclegu na
Couchsurfingu wiele osób pisało nam o jakimś festiwalu, który
miał się odbywać akurat w dzień naszej wizyty w Konya. Z czasem
dowiedziawszy się więcej na ten temat, skojarzyliśmy całą
sytuację... To z Konyi wzięli się tańczący panowie w białych
sukniach i doniczkach na głowach! A na poważnie... Zakon Wirujących
Derwiszów.
Konya była i
jest miastem dużym i ważnym. Poza tym to taka trochę turecka
Częstochowa, kierunek pielgrzymek i ośrodek religijnego
konserwatyzmu. Dotarliśmy tam po długim kawałku drogi autostopem i
nie mieliśmy zbytnio sił na zwiedzanie. Krótko mówiąc mamy w
Konya sporo starych (seldżuckich) budowli, ponieważ mieściła się
tu stolica Sułtanatu Rumu. Nas jednak interesowało przede wszystkim
Centrum Kultury Mevlana, a to raczej na obrzeżach śródmieścia.
Nie było łatwo... Pierwszym sukcesem było dojście do Muzeum Mevlana. Ogrodzony
kompleks był niegdyś siedzibą zakonu derwiszów. Robi wrażenie,
jednak nie tam miał się odbyć ten pokaz. Po zapytaniu 10 Turków i
otrzymaniu 10 różnych odpowiedzi w końcu cudem znaleźliśmy centrum
kultury;) Okazało się być dużym, ale zupełnie nowoczesnym
budynkiem. Rozglądając się za jakimś kierunkiem, gdzie moglibyśmy
się udać, zaczepił nas pewien pan zapraszając na wykład po
angielsku i wręczając ulotkę. Sytuacja na tyle dziwna, ponieważ
ów jegomość był w stanie po angielsku powiedzieć tylko, że mamy iść
za nim i nie wyciągnęliśmy od niego żadnych szczegółów... Trafiliśmy do biblioteki. Z czasem zaszło tam parę osób, zjawił
w końcu profesor, który już umiał się posługiwać angielskim.
Miał nam opowiedzieć o filozofii tańczących derwiszów.
Założycielem tego zgromadzenia był mistyk i poeta Rumi, który
dotarł do miasta Konya w XIII wieku. Taniec ten miał być
początkowo rodzajem modlitewnego transu. Każdy element ceremonii
jest przemyślany i posiada swoje znaczenie symboliczne. Tak jak
nakrycie głowy oznaczające kamień nagrobny... Profesor zastrzegł
również, że to nie „show” i nie należy pod żadnym pozorem
klaskać.
Wszystkich gości
wykładu zaprowadzono na salę. Zaczęła grać muzyka. Ceremonia zaczynała się powoli.
Derwisze, wchodząc po kolei na scenę poruszali się małymi
krokami. Po modlitwie następowały rytualne pozdrowienia. W końcu,
po zrzuceniu czarnych płaszczy, zaczęli ruszać w wirowy taniec. To
oczywiście również odbyło się miarowo i po kolei, każdy z nich
kłaniał się przed muftim otrzymując błogosławieństwo.
Zaczynali ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, rozkładając je
powoli w miarę obracania się wokół sceny.
|
Początek ceremonii |
|
Po otrzymaniu błogosławieństwa derwisze mogą ruszyć w tan. |
|
Podczas wirowania prawa dłoń ułożona jest wierzchem do góry, lewa do dołu - derwisz w ten sposób staje się mediatorem - pobiera boską energię i oddaje ją ziemi. |
A Ali?
Spotkaliśmy się z nim dopiero wieczorem i pomimo że dane nam było spędzić razem z nim i jego znajomymi zaledwie jeden wieczór, był to wieczór niezapomniany :). Ali okazał się świetnym muzykiem (poza tym, że jest programistą) i generalnie kolejną osobą, która utwierdziła nas w przekonaniu, że Couchsurfing to najlepszy sposób na podróżowanie!
Na koniec jeszcze informacja praktyczna :)
Zarówno wykład, jak i ceremonia, w których uczestniczyliśmy w Centrum Kultury Mevlana organizowane są co tydzień (w sobotę) zupełnie za darmo.
Następny etap wyprawy:
Antalya
Poprzedni etap wyprawy:
Kapadocja
Chciałabym bardzo taki pokaz zobaczyć, będąc ostatnio króciutko w Stambule szukałam miejsca, w którym byłoby to możliwe, ale ceny były zabójcze - to takie typowe pokazy dla turystów.. Wygląda na to, że do Turcji wybrać się kiedyś trzeba na dłużej ;)
OdpowiedzUsuń