W podróżowaniu najważniejsi są poznawani ludzie, więc zaczniemy od streszczenia naszej amasyjskiej przygody z Couchsurfingiem. Gospodarza udało nam się tu znaleźć już ponad tydzień wcześniej, ale kiedy przyszliśmy pod jego drzwi - dzwonimy, dzwonimy, a tu nic. Jeszcze na lajcie napisałam mu sms-a, on jednak odpisał, że ma dzisiaj jakąś akcję (jest kimś w rodzaju tureckiego Sherlocka Holmesa :)) i możliwe, że wróci do domu dopiero późno wieczorem, jak nie w nocy. My już nie na lajcie zaczęliśmy obmyślać jakiś plan B, kiedy to Sherlock napisał drugiego sms-a, że możemy spróbować poczekać u jego sąsiadów...OK! Jak napisał tak zrobiliśmy ;). Puk, puk i drzwi otworzyło nam dwóch studentów, z których jeden mówił po angielsku więc udało nam się wyjaśnić, o co nam chodzi. Ku naszemu własnemu zdziwieniu przyjęli nas od razu, ugościli kolacją i po kilkudziesięciu minutach stwierdzili, że po co mamy czekać na Sherlocka skoro możemy zostać u nich. Zostaliśmy i spędziliśmy razem świetnie czas, a przy okazji poznaliśmy dwie kolejne fantastyczne osoby! Rano wpadł Sherlock z przeprosinami i opowieścią. Okazało się, że wrócił dopiero o 3 w nocy, misja jednak zakończyła się powodzeniem - udało mu się złapać złodzieja książek wartych blisko 1000 lirów!
Couchsurfing... polecamy zdecydowanie! :)
A teraz trochę o mieście...