sobota, 26 marca 2016
sobota, 5 marca 2016
Antalya
Antalya, czyli nad cieplutkim morzem pod koniec listopada.
Z Konya, gdzie spędziliśmy dzień, do Antalyi postanowiliśmy dojechać autostopem. Odległość do pokonania była pokaźna (jakieś 300 km), a i rano trochę nam się przysnęło... Mieliśmy jednak wielkiego fuksa! Już na przedmieściach Konyi idąc wzdłuż szosy i szukając dobrego miejsca na
złapanie stopa, nagle zatrzymał się samochód. Kierowca otworzył okno i zapytał, czy może nam jakoś pomóc, dokądś podwieźć...szok! Nawet nie zaczęliśmy łapać stopa! Bardzo rozmowny gość, mówiący świetnie po angielsku (w gruncie rzeczy, nauczyciel angielskiego) podwiózł nas aż na samo wybrzeże. Tam - w Manavgat nie czekaliśmy długo na kolejny transport - tym razem była to wyładowana po brzegi ciężarówka (wiecie, taka która przewraca się na zakrętach ;) mknąca w porywach do 60 km/h! ;). Kierowca po angielsku nie mówił, ale był bardzo miły, podzielił się z nami cukierkami i podrzucił nas już na przedmieścia Antalyi. Ostatni i najkrótszy odcinek tej podróży okazał się najtrudniejszy, nie byliśmy w stanie zatrzymać żadnego kierowcy, mozolnie wlekliśmy się w kierunku centrum...wlekliśmy się dobre dwie godziny...ale w końcu się dowlekliśmy.
Centrum
jest świetnym miejscem do spacerów. Możemy przejść się po małej
starówce i poszukać jakiejś przyjemnej kawiarni. Generalnie trzeba wziąć poprawkę na to, że co chwila jakiś sprzedawca będzie cię będzie zagadywał po niemiecku i angielsku, i jeszcze rosyjsku...serio! Antalya to dosyć słynne turystyczne miasto, szczególnie wśród Niemców i Rosjan, toteż nie ma co się dziwić licznym szyldom napisanym cyrylicą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)