piątek, 12 lipca 2019

Dacan Iwołgiński

Rosja to nie tylko mówiący po rosyjsku prawosławni Rosjanie. Kraj ten jest zdecydowanie bardziej różnorodny i nieoczywisty! :)

Niedaleko buriackiej stolicy Ułan Ude, znanej głównie z tego, że mieści się w niej największy na świecie monument przedstawiający głowę towarzysza Lenina, znajduje się Dacan Iwołgiński. Dacan, czyli buddyjski zespół klasztorny, taki z mnichami ubranymi w pomarańczowe szaty i świątyniami, w niczym nie czerpiącymi z radzieckiego stylu.




Przyznam szczerze, że w pierwszej chwili mózg ma lekki problem ze zrozumieniem i zlokalizowaniem się w tej rzeczywistości, gdyż jest to miejsce, którego po Rosji człowiek raczej się nie spodziewa :) Dacan zawiera kolorowe domy mnichów, dużo różnej wielkości młynków modlitewnych, budynki instytutu (tak, kształcą się tutaj przyszli mnisi) oraz świątynie.

Tak mieszkają mnisi...

 


 
... a tak prezentują się różne młynki modlitewne.

 
 
Najważniejszym miejscem tego dacanu jest świątynia, w której znajduje się "żywy-martwy" mnich. Dosłownie. Jego historia z czasem obrosła w legendę. Mowa tu o Daszy-Dorżo Itigelov. Ów lama w wieku 75 lat (w 1927 r.) zgromadził wokół siebie uczniów i oznajmił im, że dzisiaj przejdzie w stan nirwany, a kiedy to się stanie, mają go zamknąć w skrzyni i "odwiedzić" jego ciało za 25, 50 i 75 lat. Tak też zrobiono, a ciało podobno nie uległo rozkładowi. Współcześni mnisi twierdzą ponadto, że mistrz się poci i rosną mu włosy. W 2008 r. jego ciało zostało zabrane do głównej świątyni, mogli je oglądać jednak tylko mnisi. Po kilku latach "obiekt" upubliczniono i kilka razy do roku można było stanąć twarzą w twarz z mistrzem...

...i albo coś się niedawno zmieniło albo miałam faktycznie tak głupie szczęście (strzelam na to pierwsze), bo udało mi się go zobaczyć. Hmmm... jakby to powiedzieć, ani żywi ani martwi ludzie tak nie wyglądają... ale powstrzymam się tu od jakiegokolwiek osądu. Wewnątrz świątyni panuje dosyć mistyczna atmosfera, prawdę mówiąc, aż trudno mi dobrać słowa, żeby to opisać. Półmrok, dym i zapach kadzideł robią swoje. Do mistrza podchodzi się z dwoma szarfami, niebieską i pomarańczową (kupuje się je wcześniej w sklepiku). Jako że ten, jak wierzą mnisi, nigdy nikomu nie odmówi pomocy, warto się do niego zwrócić z intencją. Pomarańczową szarfę ofiarujemy mistrzowi, podczas gdy niebieską zabieramy ze sobą na pamięć. Czy to działa? Jak zadziała, to wam powiem :)



 
Okoliczne tereny także wyglądają dosyć osobliwie. Na drzewach i krzewach widzimy dziesiątki różnokolorowych wstążek symbolizujących wszelakie intencje pielgrzymów.



Jeszcze więcej Syberii:



3 komentarze:

  1. Niby wiadomo, że Rosja jest różnorodna... ale takie cuda! To musi robić wrażenie, w takim otoczeniu nagle widzisz bajecznie kolorową buddyjską świątynię. Naprawdę niezła historia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bajeczne miejsce - krowy, łąki, a obok piękna świątynia. Nieskażone cywilizacją. Super. Coś dla koneserów

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście czadowe miejsce; nawet ten żywy martwy nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak udział w modlitwach mnichów. Coś czego nie da się zapomnieć będąc w... Rosji

    OdpowiedzUsuń