niedziela, 27 sierpnia 2017

Ekspres lombardzki. Mediolan - Lago di Como - Bergamo

Dziwnym trafem złożyło się, że loty w środku sierpnia loty z Niemiec do Bergamo były bardzo tanie. Musiałem wprawdzie dojechać do leżącego na końcu świata lotniska Weeze, ale nadal się to opłacało. Po sennym, porannym locie trzeba było ogarnąć dalsze działanie. Obok strefy przylotów na lotnisku Orio al Serio trafiłem na kasę biletową. Za dojazd do centrum Mediolanu płaci się 5 € w jedną stronę. Po wyjściu z terminala nietrudno znaleźć autobus, kierowcy głośno informują turystów, że jadą do Mediolanu i kiedy odjeżdżają.

Mediolan

Autobusy dojeżdżają pod mediolański dworzec główny (Stazione Centrale). Postanowiłem najpierw się tam trochę rozejrzeć. Następnego dnia miałem jechać stamtąd pociągiem, więc chciałem się zorientować gdzie są kasy, a gdzie perony. No i poczułem się jak w jakimś pałacu... Bogactwo dekoracji i monumentalizm robią wrażenie. To taka zapowiedź, czego mogę się spodziewać w Mediolanie.

Ruszyłem spacerem w stronę centrum. Po 20 minutach dotarłem na Stare Miasto. Niestety trudno tam wyczuć ten szczególny klimat włoskich starówek. W miarę szerokie ulice, zdobione budowle, ale to można zobaczyć też gdzie indziej w Europie. Wielokrotnie przebudowywany Mediolan to raczej miks... Z innych miast we Włoszech najbardziej kojarzył mi się z Rzymem, tylko zamiast antycznych ruin większa jest tam domieszka współczesności. Za to podwórza kamienic (a właściwie dziedzińce) mają sporo uroku.


Na Piazza della Scala, obok słynnego teatru La Scala, znalazłem wejście do Galerii Vittorio Emmanuele II. To właściwie punkt kulminacyjny mediolańskiego przepychu. Wśród sklepów Prada, Versace i Swarovski zwykli śmiertelnicy raczej wiele nie kupią, ale zawsze można popodziwiać tę królewską galerię handlową. Wyszedłem na Piazza del Duomo. Monumentalna katedra dominuje na placu. Mało kto wie, że jej fasada została dokończona dopiero w XIX wieku (tak samo jak w przypadku florenckiej katedry Santa Maria del Fiore).




W Mediolanie trzeba się zmierzyć z problemami turystycznych miast południowej Europy. W głównych punktach miasta, takich jak dworzec, Piazza del Duomo i Galeria Vittorio Emmanuele krążą nieustannie sprzedawcy różnych (nie)zbędnych drobiazgów. Jeśli akurat nie potrzebujemy kija do selfie albo okularów przeciwsłonecznych, w większości przypadków wystarczy im po prostu krótko odmówić, czasem tylko niektórzy będę próbowali dosłownie wcisnąć towar w ręce. Poza tym, co jest też dosyć przykre, jeśli ktoś spontanicznie oferuje pomoc, to najpewniej później będzie chciał zapłaty za przysługę. Ale z drugiej strony sporo jest też ulicznych artystów, muzyków, którzy niewątpliwie ubarwiają życie miasta.

Postanowiłem poszukać jakichś spokojniejszych, a jednocześnie nastrojowych zakątków. Kościół San Lorenzo Maggiore to jeden ze śladów długiej historii miasta. Surowe ceglane ściany i nieregularnie „podoklejane” kaplice dają wrażenie, że budowla pomimo przemian trwa tutaj od wielu wieków.


Kawałek dalej natrafiłem ciekawe miejsce. Jak się okazuje, Mediolan ma też swoją „Wenecję”. Składa się na nią Darsena, używana przez wieki jako miejski port i dwa doprowadzające do niej wodę kanały. Szczególnie malowniczy jest Naviglio Grande. Postanowiłem posiedzieć w kawiarni z widokiem na kanał, ponieważ w hostelu mogłem się zameldować dopiero o 14.


Przy Naviglio Grande znajdziemy też zabytkową pralnię. 

Później, klucząc ulicami po mieście w drodze do zakwaterowania zastanawiałem się, dlaczego ten Mediolan wygląda jak wygląda. Niektóre budowle wydają się być kontrowersyjne... albo jeszcze bardziej kontrowersyjne.


Jak później doczytałem, Mediolan podzielił podczas wojny los wielu europejskich miast, zniszczonych w wyniku bombardować. Zalicza się do miast, które najbardziej we Włoszech ucierpiały. Stąd właśnie tyle współczesnych budynków, również na starówce. Chociaż osobiście uważam, że wieżowiec na zdjęciu powyżej to lekka przesada.

Hostel był w miarę przyzwoity, jak na najtańszy w mieście. Po nabraniu sił wybrałem się jeszcze na wieczorny spacer. Po drodze widziałem zamek Sforzów, zamknięty już o tej porze. Zrobiło na mnie wrażenie, jak dawni książęta musieli sobie cenić swoje bezpieczeństwo, zamek jest otoczony potężnym murem i głęboką fosą.

W parku za zamkiem, Parco Sempione, odbywała się impreza dla seniorów w rytmie italo-disco (ma-ma-ma-ma-mamma-maria-ma!) :)


Później dotarłem jeszcze raz do Naviglio Grande. Tym razem okolica prezentowała się zupełnie inaczej niż przed południem. Deptaki po obu stronach kanału zapełnione stolikami i wszędzie pełno ludzi, a zamknięte parę godzin wcześniej lokale działają jak najlepiej. Okazuje się, że to tutaj się skupia nocne życie Mediolanu.

Lecco nad Jeziorem Como

Następnego dnia wymeldowałem się i pożegnałem się z Mediolanem. Za 5,50 kupiłem bilet do Lecco nad jeziorem Como. Pociąg był elegancki, a podróż naprawdę przyjemna, aż na początku obawiałem się, że przypadkowo wsiadłem do pierwszej klasy. Pod koniec drogi było już widać góry. Może samo miasto nie jest bardzo zachwycające, ale znalazłem tam to, czego nie było w wielkim Mediolanie – taką kameralność i wąskie uliczki. Najwięcej ludzi spotkałem na promenadzie nad jeziorem. Właściwie nic dziwnego, w ten gorący dzień w cieniu drzew siedziało się najprzyjemniej, a i popatrzeć było na co.



Bergamo

Popołudniem ruszyłem w dalszą drogę, już do Bergamo. Pociąg już nieco starszy, ale za to cena biletu niższa. Bergamo już raz zwiedzaliśmy, ale tym razem trafiła mi się trochę bardziej słoneczna pogoda.

Dotarłem na starówkę, a właściwie Górne Miasto (Città alta), bardziej szczegółowo opisaliśmy je tutaj, więc teraz przede wszystkim parę zdjęć.







Dochodzi do tego jeszcze jedno miejsce warte wspomnienia. To taka pizzerio-cukiernia, parę kroków od Piazza Vecchia. Większość ludzi nie zatrzymuje się tam na posiłek, a bierze pizzę na wynos. Miejsca do siedzenia ograniczają się do paru krzesełek barowych. Pizza sprzedawana jest w kawałkach, na wagę, a na podgrzewanej ladzie leżą rozmaite rodzaje. Klientów było sporo, więc nie ma szans, żeby pizza zdążyła się zestarzeć. I chociaż podana na tekturowej tacce z plastikowym widelcem, była naprawdę wyborna. To musi być prawdziwa natura lokalnej kuchni, która nie potrzebuje eleganckiej oprawy i sama się broni.

Napełniony tą gastronomiczną refleksją obszedłem jeszcze raz Stare Miasto i udałem się w kierunku lotniska.


***

Podsumowując, wszystkie opisane miejsca są oddalone od siebie rzut beretem i da się je objechać takim "ekspresem" nawet podczas krótkiego wyjazdu. Jeśli ktoś ma odwiedzić Lombardię pierwszy raz na jeden, dwa dni i też ląduje w Bergamo, mimo wszystko najbardziej polecam skupić się tym mieście i poznać jego szczególny klimat. Na dłuższym wyjeździe warto zatrzymać się w Mediolanie, szczególnie jeśli ktoś jest miłośnikiem muzeów, galerii, bo takich atrakcji tam nie brakuje.

2 komentarze:

  1. Wieczory w Mediolanie, spacer po Bergamo i rejs po jeziorze Como to przepis na udany, przedłużony weekend w Lombardii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! Zabrakło mi wprawdzie czasu na rejs, ale na pewno jeszcze kiedyś tam zajrzę i da się to nadrobić.

      Usuń