środa, 20 kwietnia 2016

Iii... Stambuł !

Słońce powoli zachodziło nad przystanią w mieście Bandirma, kiedy my siedzieliśmy w kawiarni kryjąc się przed chłodem nadchodzącego wieczora. Jakby nie patrzeć, był już 1. grudnia, nawet w Turcji...


Gdy przenieśliśmy się do poczekalni pasażerskiego terminala portu w Bandirmie, zastaliśmy tam już trochę ludzi. Wszyscy, tak samo jak my, czekali na prom do Stambułu. Nowoczesny, sporych rozmiarów, zarówno dla ludzi, jak i dla samochodów. Zajęliśmy wyznaczone miejsca i ruszyliśmy we wieczorny rejs przez Morze Marmara.
Gdy dobiliśmy do największego miasta Turcji zrobiło się już całkiem ciemno. Byliśmy w miarę przygotowani, nazwy stacji metra, numer linii, dokładny adres i nazwę hostelu, wskazówki jak tam dojść. Byliśmy przygotowani. Ha, ale tak nam się tylko wydawało... Wprawdzie znaleźliśmy stację metra, ale z kupieniem biletów było już gorzej, bowiem w Stambule biletów nie ma, funkcjonują zaś magiczne żetony przejazdowe i karty magnetyczne, a gdy w końcu dojechaliśmy do naszej stacji (Şişhane), po wyjściu z metra okolica w żadnym stopniu nie przypominała schematycznej mapki. Nie było łatwo, a ludzie nie orientowali się, gdzie jest szukana przez nas ulica. Sytuacja wydawała się być naprawdę dramatyczna, szczególnie, że nasz hostel miał być zamykany o 22.00. Po kilkukrotnym obejściu centrum dzielnicy Galata, po części przypadkiem, trafiliśmy w okolice hostelu. Okolica dosyć opustoszała, żadnych restauracji i kawiarni... ale nie odstraszyło nas to. W końcu znaleźliśmy nasz hostel – hostel kapsułowy!
Przerwa na reklamę, czyli trochę o popularnych w Turcji grach.

Tavla (znana szerzej jako Backgammon) to gra, która jak głosi legenda powstała na żądanie szacha, któremu nie szła gra w... szachy. Grając bowiem w Tavla tylko częściowo o wygranej decydują umiejętności, w dużej mierze szczęście.

"Okey" (mało turecka nazwa ;)) to gra, która przypomina trochę naszego karcianego remika.
Rano wybraliśmy się na spacer. Temperatura nie rozpieszczała, ale przynajmniej nie padało. Jak się okazało, okolica za dnia stawała się niezwykle ruchliwa. Dookoła pełno sklepów. Najbardziej nas zaciekawiło, że to tylko sklepy techniczne. Ta cześć dzielnicy Galata okazała się być jedną, wielką „Castoramą”, a nasz hostel mieścił się akurat w dziale elektrycznym! Niedaleko stamtąd, po wspięciu się w górę stromą uliczką, odnaleźć można najbardziej charakterystyczny punkt w tej części Stambułu – Wieżę Galata. Niewielki placyk pozwala obejrzeć wieżę z wielu stron, a chętni mogą po kupnie biletu wejść na jej szczyt i podziwiać panoramę miasta. Wieża Galata wyznacza nowoczesną i europejską część Stambułu. Panujący do późnych godzin gwar sprawia przyjemne wrażenie, jednak czuliśmy się trochę jak w losowo wybranej europejskiej metropolii. Zaczynająca się kawałek dalej ulica Istiklal na dobre utrwala takie wrażenie. Centra handlowe, fast-foody, sklepy z odzieżą, a nawet bożonarodzeniowe dekoracje świąteczne! Trudno dostrzec meczet, a zdarzają się chrześcijańskie kościoły. Przez chwilę zwątpiliśmy, czy to Turcja, czy to może jednak Włochy lub Niemcy.



Istiklal Caddesi ciągnie się aż do placu Taksim, gdzie przed paru laty odbywały się protesty przeciwko władzy. Dalej robi się jeszcze nowocześniej, z krajobrazu wybijają się liczne wieżowce. To dobry moment, żeby zawrócić. Po odwiedzeniu placu Taksim przeszliśmy się trochę mniej komercyjną ulicą i mogliśmy poczuć się znowu jak w Turcji. Fast-foody zastąpiły niewielkie bary, których szefowie głośno zwołują przechodniów ;)


















Stambuł jest miastem, które nie zmieściło się na jednym kontynencie. Nic więc dziwnego, że nie zmieściło nam się także w jednym artykule. ;)

PS. Dopiero pod koniec pobytu w Stambule udało się rozszyfrować zagadkę metra Şişhane. Stacja ma 4 wyjścia na powierzchnie. Z czego skrajne z nich oddalone są od siebie o dobre 200 metrów. Pierwszego dnia wyszliśmy na powierzchnię najbardziej nie-tam-gdzie-trzeba, jak było to możliwe.  


Poprzedni etap wyprawy:




Izmir

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz