Tureckie wybrzeże
Morza Śródziemnego pełne jest małych miejscowości utrzymujących
się z turystyki. Latem zalewane są one przez tłumy turystów, później
jednak świecą pustkami... niby standard, ale kiedy dotarliśmy tam pod koniec listopada było nawet całkiem ciepło :)
Z Antalyi do Fethiye bez większych problemów dotarliśmy autostopem. Lekką niepewność poczuliśmy na miejscu, kiedy już dotarliśmy na ulicę naszego gospodarza, a on... ciągle nie odpisywał na sms-a. Usiedliśmy na krawężniku i czekaliśmy... potem poszłam do dwóch najbardziej prawdopodobnych domów, zapytać czy przypadkiem nie znają tego człowieka. Nie znali, ale jeden pan zaprosił nas do siebie na kawę. Udostępnił też komputer, włączyłam Couchsurfing i chciałam napisać wiadomość do Ibrahima... wtem nasz tymczasowy gospodarz zaczął wykrzykiwać, że to przecież jego sąsiad! Wyraźnie ożywiony najpierw wybiegł na zewnątrz i zaczął go wołać, później do niego zadzwonił. Ostatecznie Ibrahim się odnalazł i dwa następne dni w Fethiye spędziliśmy spokojnie ładując swoje akumulatory ;)Fethiye |
![]() |
Poza sezonem niczym miasta duchów |
W centrum Fethiye natrafiliśmy na takie ciekawostki ogrodnicze:
Dalyan
odwiedziliśmy aby zobaczyć kolejne skalne
grobowce... sporo ich w tej Turcji ;) Te w Dalyan ze względu na rozmiar i kunszt są jednymi z
najważniejszych zabytków w regionie. Grobowce leżą na terenie
starożytnego miasta Kaunos, które od miasteczka Dalyan oddziela
rzeka. Okazało się, że nie ma mostu (kiedyś był, ale stwierdzono, że nie sprzyja to biznesowi) więc jedynym sposobem aby
się tam dostać jest przeprawa łodzią. Opcje są dwie: taksówka wodna, albo niewielka łódka.
:)
Następny etap wyprawy:
Poprzedni etap wyprawy:
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz