poniedziałek, 23 listopada 2015

Kutaisi


Kutaisi to trzecie co do wielkości miasto w Gruzji i to właśnie tu za bardzo przystępną kwotę można dolecieć z Warszawy. Lotnisko znajduje się na obrzeżach, a do centrum dojeżdża się taksówką lub marszrutką, którą bez najmniejszych problemów można łapać bezpośrednio na drodze do Kutaisi. Początkowo wymaga to jednak przebicia się przez tłum taksówkarzy często nachalnie oferujących swoje usługi.

Miasto właściwie nie ma starówki. Jest natomiast niewielkie centrum z zadbanym parkiem i kilkoma gmachami. Aby jednak zobaczyć ciekawsze miejsca trzeba się wybrać nieco dalej. Dla przykładu godna uwagi jest katedra Bagrati, leżąca na wysokim wzgórzu, nieopodal rzeki Rioni. Po dotarciu do niej można również podziwiać panoramę miasta, oraz leżące na południe od Kutaisi pasmo górskie Małego Kaukazu. Z bardziej prozaicznych miejsc, warto pójść na lokalne targowisko, przejść się po bocznych ulicach i poobserwować ludzi. Kilka rzeczy rzuciło nam się od razu w oczy, np. to, że większość kobiet chodzi w spódnicach, ludzie ubierają się głównie na ciemno, a starsi panowie namiętnie grywają w domino :)




Pomimo niewielkiej liczby zachowanych zabytków, historia Kutaisi sięga zamierzchłej przeszłości. Rozmaite eksponaty od czasów prehistorycznych po nowożytność można zobaczyć w muzeum historii miasta (Niko Berdzenishvili Kutaisi State History Museum), mieszczącym się w centrum. Bilety studenckie są w cenie 2 lari, normalne kosztują niewiele więcej. Do obejrzenia są tam dwie sale, pierwsza prezentuje biżuterię, zabytki piśmiennictwa, oręż i sztukę sakralną. Druga sala poświęcona jest przedmiotom codziennego użytku. Jako ciekawostkę dodać można, że w starożytności znajdowało się tutaj królestwo Kolchidy, które utrzymywało intensywne kontakty z Grecją. Według niektórych badaczy to właśnie w miejscu obecnego Kutaisi mityczni Argonauci szukać mieli legendarnego Złotego Runa. 


Omawiając Kutaisi warto wspomnieć o jego okolicy. Miejscami, do których my się udaliśmy był monastyr w Motsameta i monastyr w Gelati – są położone mniej więcej po drodze, więc można tam dotrzeć podczas jednej wycieczki. W Motsamecie trafiliśmy akurat na ślub (tak, tych którzy wpadli do rowu ;). Para młoda miała raczej standardowe stroje – biała suknia, garnitur. Monastyr sam w sobie jest godny uwagi choćby ze względu na swoje położenie, na samym brzegu stromego wąwozu. Kilka kilometrów dalej leży monastyr Gelati. Przy wejściu na jego teren spotkaliśmy starszą panią, która jak się później okazało mówi całkiem nieźle po niemiecku (!), uwielbia Polaków i w dodatku postanowiła nas oprowadzić. Kompleks monastyru składa się z kilku budynków, w tym z trzech kościołów, dawnej akademii, oraz pomieszczeń mieszkalnych mnichów, którzy nadal tu mieszkają. Gelati stanowiło kiedyś niezwykle ważny dla Gruzji ośrodek religijny i naukowy.

Motsameta


Gelati
Wesoła panorama ;)

Bardzo spodobał nam się hostel w którym nocowaliśmy, możemy go spokojnie polecić wszystkim przyjeżdżającym do Kutaisi. Nazwa dosyć intrygująca, Old Lviv. Prowadzący hostel David okazał się być wielkim przyjacielem Polaków i Ukraińców. Panowała bardzo swojska, wesoła atmosfera, a i za zupełnie udane uznajemy wszystkie rozmowy, mimo że my mówiliśmy po polsku, a David po rosyjsku :)


Następny etap wyprawy:




Tbilisi - w sercu Gruzji






Poprzedni etap wyprawy:




Gruzja - zestaw startowy

3 komentarze:

  1. Super wpis dzięki za świetne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. I am really happy to say it’s an interesting post to read . I learn new information from your article , you are doing a great job . Keep it up

    OdpowiedzUsuń