poniedziałek, 23 marca 2015

Kolumbia

Czas na kolejną teleportację. Tym razem przeniesiemy się do Kolumbii. Katy pochodzi z Bogoty, jednak obecnie studiuje i pracuje jako au pair* w Niemczech.

Bogota jest stolicą Kolumbii i liczy sobie bagatela 8 milionów mieszkańców (cała aglomeracja ma ich jeszcze o 2 miliony więcej). Centrum zdominowane jest przez biura i mieszka tam niewiele osób. W związku z tym mrowie pracowników dojeżdża tracąc na to nawet 4 godziny dziennie! I nie jest to spowodowane dużymi odległościami, a chaosem powszechnie panującym na ulicach Bogoty. Pomimo że pracującym w centrum osobom opłacałoby się zamieszkanie w tej części miasta, to wykluczają oni taką możliwość narzekając na dużą ilość żebraków i brud w centralnych dzielnicach Bogoty. 



Transport publiczny ograniczony jest głównie do autobusów, A metro? A tramwaj? A pociąg? Może się to nam wydać zaiste zaskakujące, ale transport szynowy w tym kraju nie istnieje! Dodajmy do tego, że rozkłady jazdy tam nie istnieją i wszystko generalnie jeździ tak jak chce... Busy są zazwyczaj zatłoczone i niestety też dosyć niebezpieczne ze względu na sporą ilość kradzieży, które mają tam miejsce. Dlatego najpowszechniejszym środkiem transportu jest samochód. Było ich tak dużo, że aby rozładować ogromny ruch na ulicach prezydent Bogoty wprowadził rozporządzenie, według którego danego dnia po ulicach mogą jeździć tylko te samochody, które posiadają określone cyfry na ostatnim miejscu numeru rejestracyjnego. Pomysł początkowo wydawał się genialny, ale tylko do czasu... Katy śmieje się i mówi, że wtedy to mieszkańcy Bogoty zaczęli nagminnie kupować po kolejnym aucie, aby tak czy siak móc którymś z posiadanych dojechać do pracy...I w ten oto sposób samochodów w Bogocie zrobiło się jeszcze więcej. Nawiasem mówiąc, trzeba przyznać Kolumbijczykom niezłą kreatywność;). Ponadto w mieście pełno jest też motocykli i skuterów.

Kolumbijczycy lubią się bawić. Z tej racji istnieją w Kolumbii tak zwane Chiva rumbera, czyli autobusy na imprezę. Są one zazwyczaj bardzo kolorowe, czasami dwupoziomowe, można je ozdobić jak się chce i świętować tam co się chce:)



Do Kolumbii niewątpliwie warto pojechać, jednak Katy zwróciła tu uwagę na kwestię bezpieczeństwa. Przykładowo pomimo, że w Bogocie jest sporo ścieżek rowerowych, to prawie nikt nimi nie jeździ ze względu na nagminną kradzież rowerów. Nie powinno się także korzystać z telefonu (szczególnie jeśli ktoś ma jakiś bardziej nowoczesny model) w miejscach publicznych, bowiem szybko można się go pozbyć. Często mają też miejsce standardowe kradzieże torebek, plecaków, zdejmowanie opon itd. Zaskoczyło nas, że na porządku dziennym zdarzają się także kradzieże z samochodów zatrzymujących się na czerwonym świetle. Podsumowując trzeba tu pamiętać zarówno o kolumbijskiej kreatywności, jak i o zwykłej, codziennej ostrożności! 

Nie nabierajmy jednak złego wrażenia o Kolumbijczykach! Mimo że Kolumbia jest krajem dużo biedniejszym i zdecydowanie mniej uporządkowanym niż takie np. Niemcy, czy Polska to ludzie są tam dużo szczęśliwsi. Są optymistyczni, gościnni, a przede wszystkim niesamowicie otwarci! Normalne jest, że dosiadając się do kogoś w autobusie zaczyna się z nim rozmawiać. Gdy spotka się przypadkowo znajomego, bez zastanowienia powiększa się swoje dotychczasowe spóźnienie aby z nim porozmawiać...w ten sposób płynnie przejdziemy do kolejnej kwestii poruszonej podczas naszej rozmowy, a mianowicie – punktualność. W Kolumbii punktualność nie istnieje. Katy opowiedziała, że przykładowo kiedy ktoś chce zaplanować imprezę na 20, zaprasza gości na 19 i wtedy jest szansa, że zaczną się schodzić przed 21...z jednej strony nie trzeba się tam martwić czasem, do wszystkiego podchodzi się na ludzie, ale z drugiej strony wyklucza to jakąkolwiek organizację.

A co jada się w Kolumbii? Oczywiście, można tam znaleźć McDonaldy, KFC i inne tego typu lokale gastronomiczne, jednak ogólnie Kolumbijczycy odżywiają się znacznie zdrowiej niż my, ale też i owoce mają na wyciągnięcie ręki. Na co dzień najczęściej pije się soki. Kawę? Też oczywiście, a herbatę? Bardzo rzadko. 


Przedstawiamy kilka typowo kolumbijskich dań, choć ogólnie należy pamiętać, że każdy rejon Kolumbii charakteryzuje się innymi tradycyjnymi potrawami.


Bandeja paisa - danie składające się z zupy z czerwonej fasoli, ryżu, jajka sadzonego, mięsa (mielone lub/i kiełbasa) i owoców (banan lub/i awokado).
Arepas - rodzaj niewielkiej tortilli, przyrządzanej z mąki kukurydzianej. Zazwyczaj stanowi dodatek do innych potraw, ale można ją też jeść samą.
Ajiaco santafereño - jedno z najbardziej tradycyjnych dań Bogoty. Jest to rodzaj zupy zawierającej trzy rodzaje ziemniaków, kurczaka i kawałek kolby kukurydzy. Dla urozmaicenia smaku, oprócz specjalnych przypraw, dodaje się też często śmietanę oraz dodatkowe warzywa. Ajiaco podawana jest zazwyczaj z porcją ryżu oraz np. awokado.

Arepas      Platany

W domu jada się głównie...przed telewizorem, który zazwyczaj można znaleźć w każdym pomieszczeniu...tak, w kuchni też. Pół żartem pół serio zapytaliśmy, czy i w łazience można znaleźć telewizor. Odpowiedź: „czasami tak, ale częściej radio”!:O

Nawiązując jeszcze do telewizji, to jak wiemy, telenowele są gatunkiem charakterystycznym własnie dla Ameryki Łacińskiej. I dowiedzieliśmy się od Katy, że jest to całkowicie uzasadnione! Tam nie ma problemu z wymyślaniem podobnych historii, bo człowiek spotyka się z nimi na co dzień. Zdrady, samotne matki (często bardzo młode), porozbijane rodziny, tajemne romanse, detektywi wynajmowani do wyjaśniania tych wszystkich zagadek, skrajne bogactwo przeplatające się z zupełnym ubóstwem i wiele wiele innych kwestii! Gdy Katy opowiedziała nam historię swojej rodziny, zgodnie stwierdziliśmy, że wystarczyłaby ona na stworzenie pokaźnego scenariusza. Żadne z tych negatywów nie załamują jednak optymizmu Kolumbijczyków. W jednej chwili ze smutku potrafią przejść w radość, bawią się zapominając o tym co złe, są dumni ze swojego kraju i ogólnie uznają siebie za bardzo szczęśliwych ludzi...Nierealne? Nie, tak właśnie funkcjonuje Kolumbia!:)


au pair - uczestnik programu umożliwiającego wyjazd za granicę i pracę tam jako niania i pomoc domowa. Au pair mieszka wraz z rodziną, której dziećmi się opiekuje.

Żródła zdjęć: Katy Tiszay, Pixabay

3 komentarze:

  1. Kurna, a ja się w Moskiwie o plecak bałem... :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Przezabawny kraj ^^ nie wiem jak zniosłabym tę punktualność, generalnie mam luz, ale 4 godziny do pracy dojeżdżać na pewno bym się nie zgodziła!

    interesujący artykuł!

    OdpowiedzUsuń
  3. To takie swojskie "Na Wspólnej" tylko po kolumbijsku, bo i swojskie kradzieże, korki na ulicach, ale i smaczne jedzonko, gościnność i życie barwne jak na filmie. Wszystko niczym w domu :)

    OdpowiedzUsuń