sobota, 4 listopada 2017

Ronda i najpołudniejsze południe Andaluzji


Ronda znana jest głównie z tego właśnie wielgaśnego mostu - Puente Nuevo łączącego starówkę z nową częścią miasta. Widok nieziemski, dawno już nie patrzyłam na coś równie potężnego i majestatycznego. Miasto samo w sobie też jest niesamowicie klimatyczne, wąskie uliczki, pobielone domy, wszędzie dookoła przepiękne krajobrazy, góry, no i przepaści... :D


Widoki z jednej strony mostu:


I z drugiej:


Generalnie jak coś ci spadnie, to... pozostaje tylko cieszyć się, że nie spadło więcej. I raczej nie ma sensu suszenie ciuchów w oknie :)

Ronda jest bardzo starym miastem, którego początki datuje się na VI w.p.n.e., kiedy to zasiedliły się tu ludy celtyckie, a miejsce nazwano Arunda. Ogólnie już w 2014 r. w drodze do Finisterry dziwiliśmy się dlaczego w Hiszpanii tak wszechobecne są celtyckie symbole. Chwila doedukowania się wystarczyła, aby uzmysłowić sobie, jak pokaźny był swego czasu ich zasięg terytorialny.

Jak w większości andaluzyjskich miast w Rondzie obserwuje się architektoniczną mieszankę arabsko-hiszpańską. Są tu arabskie łaźnie, mury miejskie i pełno orientalnych ornamentów i detali. Kamienice przylegające bezpośrednio do ściany wąwozu nazywają się Casas colgadas, co w bezpośrednim tłumaczeniu znaczy wiszące domy. Trochę przerażająco to wygląda, ale skoro przez tyle lat nic się nie stało, to chyba są solidne... i budynki, i skała :)


Idąc wgłąb wąwozu Tajo do punktu widokowego na Puente Nuevo.




Most ten zbudowany został w 1793 roku przez José Martín de Aldehuela i jest najwyższym (prawie 100m) i najbardziej widowiskowym z trzech mostów w Ronda. Przy okazji
 aż kusi, żeby z niego skoczyć, na bungee oczywiście. Sprawdziłam w necie. Można. Podobnie jak wspinać się po ścianach wąwozu.
Spokojnie, zwykłe ścieżki też są, trochę strome, trochę wąskie, ale są :)
 
Ronda to nie tylko Puente Nuevo. Koniec. Teraz inne miejsca :)

Plaza de Espana z fontanną Rios Rosas na środku oraz przeróżnymi knajpami dookoła.

Po prawej kościół - Iglesia del Espíritu Santo

Widok na miasto, a po lewej stronie mury arabskie

Mury arabskie wraz z Puerta de Almocabar, czyli bramą do/z miasta

Uliczka z widokiem na kolegiatę Santa María la Mayor

Most - Puente Viejo, a zaraz obok rozciągają się piękne ogrody - Jardines de Cuenca 

Calle Santa Cecilia. Babcia flamenco znajduje się tamże tuż przy kościele Padre Jesus. 

Nocleg. Minusem małych miast jest to, że zazwyczaj nie ma w nich hosteli. Tyczy się to też Rondy. Tutejsze pensjonaty życzą sobie od 16 euro za nockę. Po wcześniejszych niepowodzeniach z Couchsurfingiem (naprawdę nie przypuszczałam, że tak marnie to tutaj - w Andaluzji funkcjonuje) nawet nie sprawdzałam, czy ktoś tu, choćby teoretycznie, hostuje. Nocleg za wspomniane wyżej 16 euro zawierał też "talon" na śniadanko w pobliskiej kawiarni. Kawa, churros, jogurt, gruszka, czyli pełen luksus jak na hiszpańskie standardy :) 
Churros to słodkie, bardzo tłuste ciastka kształtem przypominające... hmm jakby to w miarę kulturalnie ująć... jelita. Podawane są dodatkowo ze słodkim dżemem lub czekoladą tworząc tym samym, tak uwielbiane przez południowców, połączenie słodkiego ze słodkim. 


¡Adiós Ronda! Było nieziemsko, ale czas ruszyć dalej na południe.

Z Rondy pociąg do Algeciras, z Algeciras autobus do Tarify. Przy wyjeździe z miasta widać było skałę, która jest jednym z tzw. słupów Heraklesa. Afryko, nadciągam!!!

To bociany! Na południu Hiszpanii było ich całe mnóstwo. Ciekawe skąd przyleciały.



Tarifę kojarzyłam wcześniej tylko z "Alchemika" i spodziewałam się raczej spokojnej mieściny z ruiniastą fortecą na wzgórzu i małym portem, wiecie, takie miejsce żeby sobie podumać o życiu i o tym, jak fajne jest podróżować, a tu... gwar, pełno turystów, sklepów pamiątkarskich, a wejście do fortecy okazało się płatne. Mimo tego miasto ma fajny klimat. Co ważne, wiało przyjemnie od morza/oceanu, a co za tym idzie było chłodniej niż w reszcie Andaluzji, krótko mówiąc... dało się żyć. W największym kościele na starówce akurat ktoś decydował się związać cyrografem małżeńskim i z tej okazji urządzono wielką imprezę. Przed katedrą czekała orkiestra, confetti i tłumy gości, których stroje były rozbrajająco urocze. Najlepsze z tego wszystkiego były kapelusiki. Kapelusiki małe, duże, przyczepiane do włosów z góry, z boku, w groszki, z kwiatami, z owocami, z ptakami i innymi zwierzątkami (wszystko to sztuczne, spokojnie), z woalkami, koralikami, wstążkami itd itp. FANTASTYCZNE!


Forteca

Plaża od strony oceanu była raczej pustawa, ludzie odpoczywali na innej, znajdującej się jakby z zatoce i bardziej osłoniętej od wiatru.

A w tle Afryka :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


 Poprzedni etap wyprawy

Sevilla. Cordoba. Granada

Następny etap wyprawy

             Tanger 







Zachęcamy do pozostawienia komentarza pod artykułem, to bardzo motywuje do dalszego pisarstwa :)


4 komentarze:

  1. Piękne to miasteczko. I most, i ten urokliwy plac i babcinka. A jakby tak nieopatrznie przy wyciąganiu chusteczki z kieszeni z wielkim rozmachem wypadły kluczyki od samochodu i poleciały z tego mostu - na dnie muszą być prawdziwe skarby

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite przepaście! Uwielbiam takie rzeczy, że mogłabym tam mieszkać:D razem z białym puchem:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcę na to Rondo!
    Przepaści niesamowite. Człowiek nie ma pojęcia, że takie coś istnieje. A te domy - prawdziwe życie na krawędzi. :)
    Czy ta plaża od strony oceanu jest taka czysta? Czy nie dostrzegam? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, plaża od strony oceanu jest czysta, a na dodatek zdecydowanie mniej zaludniona, jeśli można to tak określić :D

      Usuń