piątek, 15 stycznia 2016

Turcja - transport dalekobieżny

Podróżując po Turcji kilkakrotnie mieliśmy okazję skorzystać z autobusów międzymiastowych. Ceny przejażdżki nie są szczególnie wygórowane. Jadąc z Amasyi do Kayseri zapłaciliśmy 45 lirów od łebka. Odcinek, który przejechaliśmy ma ok. 400 km i pokonaliśmy go w ok. 7 godz. 

Tymczasem kilka istotnych kwestii :)

1. Podróżując transportem publicznym w Turcji trzeba pamiętać, że dworce znajdują się zazwyczaj na obrzeżach miast. Często są to tak wielkie budynki, że wydają się być wręcz marnotrawstwem przestrzeni. Wewnątrz zobaczymy przede wszystkim biura różnych przewoźników, ze dwa bary i sklepik.

2. Z dworca często można dojechać do centrum za darmo korzystając z tzw. shuttle service.

3. Podczas jazdy co jakiś czas serwowane jest jedzenie (drobne przekąski) i picie, i jest to w cenie biletu.

4. Co jakiś czas serwowany jest także płyn do mycia rąk... początkowo nie wiedzieliśmy o co chodzi i odmówiliśmy... barbarzyńcy z północy;p

5. Nawet w autobusach dalekobieżnych zazwyczaj nikt nie mówi po angielsku, dlatego dobrze jest mieć opanowanych tych kilka tureckich słów:
otogar - dworzec
merkez - centrum
otobüs - autobus
dolmuş (czyt. dolmusz) - minibus
bilet - bilet (!) :)

6. Uwaga! Idąc za radą naszych tureckich gospodarzy unikaliśmy przewoźnika METRO. Mają oni minimalnie niższe ceny, jednak słyszeliśmy, że jeśli zdarzają się jakieś wypadki, to przeważnie u nich.

7. I na koniec kilka szczegółów związanych z wyposażeniem - każdy pasażer ma do dyspozycji tablet z filmami, muzyką, grami, radiem itd...czyli ogólnie full wypas ;)




Autobusy tu, autobusy tam...a gdzie pociągi?!

Aby rozwikłać tą zagadkę trzeba sięgnąć do historii. Dzięki umowom z władzami kraju już w latach 20.-30. we wielu regionach kraju monopol przejęły firmy autobusowe, a kolej tam po prostu nie dotarła. Toteż obecnie nie znajdziemy żadnej linii kolejowej np. wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego.

My pociągiem jechaliśmy dwukrotnie. Raz z Aydin do Izmiru, kiedy to całodniowa ulewa zmusiła nas do zmiany planów. Dzięki temu jednak poznaliśmy bardzo sympatyczną Turczynkę, która spędziła pół roku na Erasmusie w Polsce i tak, kiedy staliśmy obok siebie ściśnięci jak sardynki (w zatłoczonym pociągu nie było miejscówek, panowało prawo kto pierwszy ten lepszy), miło było słuchać, jak bardzo pozytywnie wspomina nasz kraj :). Co jakiś czas trzeba było ścisnąć się jeszcze bardziej, aby zrobić przejście dla sprzedawców przekąsek. Można było kupić simity (obwarzanki z sezamem) oraz wodę i, co bardzo istotne w Turcji, jogurt.

Później jechaliśmy pociągiem z Izmiru do Bandirmy. Tam było już zdecydowanie spokojniej, a na dodatek każdy miał miejscówkę. 

Co do biletów, to do 24. roku życia można kupić bilet "młodzieżowy" - öğrenci bilet (czyt. orendżi bilet), dzięki czemu zapłaci się o 25% mniej. 


Chyba coś się komuś odwrotnie wydrukowało ;)

1 komentarz: